Składniki ( piekłam w tortownicy 23 cm)
- 1 1/2 szklanki mąki pszennej
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
- 3/4 szklanki cukru
- 150 g masła lub margaryny do pieczenia
- 3 duże jaja - białka i żółtka osobno
- 1/3 szklanki mleka
- na bezę dodatkowo 1 szklanka cukru
- 400 g porzeczek- dałam czerwoną, czarną i odrobinę truskawek
- ew. 2-3 łyżki bułki tartej
Wykonanie:
- białka ubijamy z cukrem na sztywną pianę, gdy zacznie gęstnieć dosypujemy po łyżce cukier i dalej ubijamy, aż zużyjemy cały jego zapas. Piana powinna być lśniąca i bardzo gęsta
- w drugiej misce ucieramy masło i cukier do uzyskania puszystej masy, dodajemy żółtka, dalej ucieramy i dodajemy połowę przesianej z proszkiem i sodą mąki, całe mleko i pozostałą część mąki. Masa będzie gęsta- naprawdę gęsta, ale taka ma być
- dno tortownicy wykładamy papierem do pieczenia, rant smarujemy masłem lub olejem. Przekładamy ciasto i rozsmarowujemy na dnie łopatką. Jeśli boimy się zakalca ciasto możemy oprószyć bułką tartą (wchłonie sok z porzeczek)- ja tego nie robiłam i nie było problemu z zakalcem, ale to jak uważacie :)
- porzeczki myjemy, osuszamy na papierowym ręczniku i przekładamy na ciasto, wyrównujemy
- na finał przekładamy na warstwę porzeczek ubite białka, rozsmarowujemy i wyrównujemy.
- ciasto pieczemy około 50 minut w temperaturze 180 stopni. Moja beza najpierw bardzo urosła a koniec końców opadła po wyjęciu z piekarnika, ale jak dopisze wam szczęście i aura możecie mieć piankową bezę- sprzyja jej termoobieg w piekarniku włączony na 10 minut przed końcem pieczenia. Jeśli nie macie takich cudów w piecu wasza beza raczej będzie chrupka- ale uważam że to też fajnie.
- ciasto zostawiamy w tortownicy do całkowitego ostygnięcia, następnie obkrawamy je wokół rantu i zajadamy się. Przyznam się- zjadłam 4 kawałki w tym dwa jeden po drugim :) to powinna być najlepsza reklama :)
