sobota, 27 lipca 2013

Kulinaria podczas rejsu

Żeby mieć okazję zwiedzić piękną Szwecję musieliśmy do niej dopłynąć. Firma Unity Line zaprosiła nas rejs promami Skania i Polonia. Oba rejsy odbywały się w nocy, wypływaliśmy z portów późnym wieczorem i od razu po zaokrętowaniu siadaliśmy do kolacji :)
Na Skanii mieliśmy przyjemność zjeść w kameralnej eleganckiej restauracji Bon Appetit. Z bogatej karty, na przystawkę wybrałam przepyszny tatar z wędzonego łososia ze szparagowym vinaigrette z małżami nowozelandzkimi. Po spałaszowaniu całej porcji niecierpliwie czekałam na danie główne. W tym miejscu tylko wspomnę że obsługa kelnerka stoi na najwyższym poziomie, kieliszek z winem nigdy nie był pusty ;)
Na danie główne wybrałam smażony filet z halibuta z marynowanymi jabłkami w sosie cytrynowo-szafranowym, podany z ziemniakami i zimowym szpinakiem. Chyba nie muszę wspominać że jedynymi odgłosami przy stole były pomruki zadowolenia :) Na deser postanowiłyśmy zaszaleć. Każda z nas zamówiła coś innego, żeby móc popróbować jak najwięcej. Sernik z ricotty w sosem kawowymi i lodami waniliowymi był super, podobnie jak sorbetowy "Hat-trick" ( zniewalające, owocowe smaki!).
Ogromnym powodzeniem podczas kolacji cieszyły się steki, które podobno są rewelacyjne, jednak z racji tak późnej kolacji byłam przekonana że nie poradzę sobie z dużą porcją i zrezygnowałam z ich zamówienia. Po kolacji zamieniłyśmy kilka słów z szefem kuchni, dziękując za tak pyszne przyjęcie.


Późna kolacja czekała nas również w drodze powrotnej. Po dniu pełnym wrażeń spotkaliśmy się przy stole w restauracji Royal. Z przyjemnością przystąpiłam do studiowania karty, żeby wybrać na przystawkę bukiet zielonych sałat z pieczoną polędwiczką jagnięcą, serem kozim, słodkimi ziemniakami i dressingiem z balsamico. Mięso było soczyste, idealnie wypieczone, wprost rozpływało
się w ustach. Chyba nigdy wcześniej nie jadłam tak pysznie przygotowanego mięsa. Na danie główne zamówiłam delikatne kluseczki gnocchi w sosie z serów Gorgonzola i mascarpone ze szpinakiem i suszonymi pomidorami. Mięciutkie małe kluseczki i aksamitny sos, po prostu niebo w gębie! Na deser Smażone lody waniliowe w chrupiącej panierce z sosem zabaglione i truskawkowym jako zwieńczenie przepysznego posiłku. Humory dopisywały, ale nie mogło być inaczej przy tak pysznej uczcie...


Nie samą kolacją człowiek żyje, załączam kilka migawek z bufetu śniadaniowego i z restauracji :)



piątek, 26 lipca 2013

Letnie babeczki z owocami i czekoladową polewą

Skoro wisienka na torcie wieńczy dzieło, to może czereśnia na babeczce też się sprawdzi? ;) Pewnie że tak! Szukałam czegoś owocowego i ładnego i trafiłam na takie urocze babeczki. Przepis z MW, oczywiście pozmieniałam trochę koncepcję i proste waniliowe babeczki nafaszerowałam kwaśnymi owocami. Smakowite, naprawdę polecam!


Składniki na 12 sztuk
- 1 1/4 szklanki mąki pszennej
- 140 g masła
- 1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 3/4 szklanki cukru
- 2 jaja
- 1/4 szklanki + 1 łyżka jogurtu typu greckiego
- czerwona i czarna porzeczka (duża garść)
- do dekoracji 12 czereśni z ogonkami
- na polewę: 80 g czekolady (u mnie gorzka) + 20 g masła


Wykonanie:
- blaszkę do muffinów wykładamy papilotkami
- miękkie masło ucieramy z cukrem na puch; do utartej masy dodajemy jaja- jedno po drugim- masę wystarczy zmiksować tylko do połączenia składników. Na samym końcu dodajemy naprzemiennie przesiane suche składniki i jogurt. Powinniśmy otrzymać dość gęste ale puszyste ciasto.
- do papilotek przekładamy łyżkę ciasta, dodajemy owoce (po łyżeczce), które przykrywamy drugą częścią ciasta. Na wierzchu również rozrzucamy porzeczki.
- babeczki pieczemy w temperaturze 180 stopni przez około 20-25 minut ( sprawdzamy patyczkiem czy się upiekły). Ostudzone smarujemy rozpuszczoną z masłem czekoladą i dekorujemy czereśnią. Dla dzieci i dorosłych :)

czwartek, 25 lipca 2013

Jeść po szwedzku

Chociaż sama wyprawa krajoznawcza była ekscytująca, to nie zapominajmy, że tematem przewodnim wyprawy do Szwecji było jedzenie:) Jedliśmy dużo i smacznie. Ucztowaliśmy od rana do wieczora, a kalorie spalaliśmy podczas wędrowania i zwiedzania. Takiego połączenia przyjemnego z pożytecznym życzę wszystkim. Ale do rzeczy :)

Mieliśmy okazję zjeść i posłuchać o tradycyjnym jedzeniu w Szwecji, w której jada się prosto ale smacznie. Szwecja na przestrzeni wieków korzystała głównie z bogactw naturalnych, czyli zasobów morza. Nie dziwi zatem, że na talerzach chętnie pojawia się śledź w bardzo wielu odsłonach: chętnie podaje się go na słodko, w towarzystwie przypraw korzennych czy skórki pomarańczy. Jada się go również w sosie musztardowym lub w towarzystwie dużej ilości kopru i czosnku. Istnieje również bardzo specyficzna postać śledziowego przysmaku: śledź fermentowany. Podczas specjalnego procesu, mocno posolony śledź pozostawiany jest sam sobie w zamkniętej  hermetycznie puszce i poddawany procesowi dojrzewania. Puszka pęcznieje, ryba fermentuje. Gdy odważymy się na konsumpcję owego przysmaku warto zadbać o przewiewne, raczej bezludne miejsce, gdyż podobno otwieranie puszki to bardzo ekstremalne przeżycie dla naszych  nosów. Tak przyrządzonego śledzia albo się kocha albo nienawidzi. Nie próbowałam, ale nie wiem czy znalazłabym w sobie odwagę, mimo że praktycznie jadam wszystko ;) Na co dzień jada się jednak mniej kontrowersyjne posiłki ;)
Nasz pierwszy posiłek mieliśmy okazję skosztować w Kaseberga. Zrelaksowani magią kamiennego kręgu Ales Stenar zebraliśmy siły na jedzenie ;) Nasze kroki skierowaliśmy do urokliwej mariny, gdzie w przybrzeżnej knajpce zamówiliśmy ryby. Mieliśmy w planach żeby każdy zamówił coś innego, ale skończyło się jak zawsze: wszyscy rzucili się na makrelę i panierowany filet ;) Makrela podana była na zimno; zamarynowana w aromatycznych przyprawach prezentowała się niezwykle apetycznie i okazała się przepyszna. Na talerzu znalazł się również sos z koperkiem i sałatka ziemniaczana. Zamówiony przeze mnie filet był przygotowany w chrupiącej panierce, ryba była soczysta i lekka a podana w towarzystwie frytek i sałatki jajecznej.


Na lepsze trawienie wypiliśmy lokalne i dość mocne na jak na szwedzki warunki piwo o mocy 5 % ;)


Po całodniowym zwiedzaniu dotarliśmy do Malmo, gdzie w restauracji Ratusz, do której na lunch zaprosił nas gospodarz wycieczki, mieliśmy okazję skosztować trzydaniowy "typowy" szwedzki posiłek. Nie były to co prawda znane chyba wszystkim sławne szwedzki klopsiki w sosie koperkowym ale było równie pysznie.

Na przystawkę podano nam wędzoną pierś z kaczki w towarzystwie pysznego dipu i sałatki z młodych listków botwiny z lekkim winegretem.

Jeśli chodzi o tradycje kulinarne, w Szwecji bardzo chętnie jada się ryby; wieprzowina trafia na stoły podczas świąt Bożego Narodzenia, kiedy to tradycyjnie gotuje się szynkę w wywarze warzywnym z przyprawami a następnie studzi i podaje w wersji na zimno z sosem z musztardy.


Jako danie główne zjedliśmy klasykę kuchni szwedzkiej, czyli gravlax. Surowy filet z łososia marynowany jest w soli, skórce z pomarańczy, cukrze i pieprzu. Ryba spędza w tej marynacie kilka dni, a następnie pokrojona w plastry trafia na talerz lub na kanapki. Nasz gravlax zjedliśmy razem z młodymi ziemniaczkami z wody, które ugotowane zostały w mundurkach (dodatkowo uduszone w śmietance i doprawione dużą ilością koperku i fenkułu). Porcja była bardzo duża, i choć pomału brakowało mi miejsca w żołądku, to jednak nie mogłam się oprzeć i zjadłam ją całą! 


Jako zwieńczenie obiadu podano nam lekki i pyszny deser: lody śmietankowe z bitą śmietaną i słodkimi truskawkami, które co tu dużo pisać, pachniały intensywnie i były o wiele smaczniejsze niż tegoroczne w Polsce.

Z czym kojarzyć mi się będzie kulinarna Szwecja? Na pewno z pysznymi rybami! Gravlax marynowany w soku z pomarańczy smakował obłędnie, a truskawki kusiły tak bardzo, że deser zjadłam do ostatniej łyżeczki. Świeże składniki sprawiają, że nawet proste danie smakuje wykwintnie. Uwielbiam prostą i smaczną kuchnie, gdzie smak dania to smak poszczególnych składników. 

środa, 24 lipca 2013

Letnie ciasto z czerwoną porzeczką i agrestem

Idealne ciasto na letni podwieczorek, przygotowane małym nakładem pracy. Świetnie wygląda i super smakuje. Lubię kwaśne owoce połączone ze słodyczą ciasta. Jeśli chcemy sobie dogodzić gotowe ciasto posypujemy cukrem pudrem. Pięknie się prezentuje i szybko znika. Przepis z Moich Wypieków, podmieniłam tylko owoce, bo sezon na truskawki jak dla mnie już minął, na szczęście owoców lata nigdy nie brakuje. Polecam przepis do wypróbowania. Ciasto ładnie wyrasta, jest sprężyste i rozpływa się w ustach.


Ciasto piekłam w tortownicy 23 średnicy/ składniki:
- 1 1/3 mąki pszennej
- 2/3 szklanki cukru
- 100 g masła
- 1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/2 szklanki kwaśnej gęstej śmietany (12 %  lub 18 %)
- 1 duże jajo
- 1 opakowanie waniliowego lub śmietankowego budyniu (proszek)
- owoce lata (około 400 g- u mnie czerwona porzeczka i agrest)
- cukier puder do oprószenia (opcja)


Wykonanie:
- jeśli zależy nam na braku zakalca ( wiem że niektórzy uwielbiają zakalcowate wypieki ;) warto na dwie godziny przed planowanym pieczeniem wyjąć wszystkie składniki z lodówki, żeby nabrały temperatury pokojowej
- miękkie masło ucieramy z cukrem na puch, dodajemy jajo- masa może sprawiać wrażenie zważonej jednak nie należy się tym przejmować. Przesianą mąkę, proszek budyniowy i proszek do pieczenia dodajemy do miski w trzech turach, naprzemiennie z kwaśną śmietaną. Ciasto miksujemy tylko do połączenia składników. Gotowe przekładamy do tortownicy wyłożonej uprzednio papierem do pieczenia, na wierzchu układamy owoce i pieczemy około 50 minut w temperaturze 180 stopni. Gotowe studzimy na kratce, możemy dodatkowo oprószyć cukrem pudrem. Smacznego!

wtorek, 23 lipca 2013

Kierunek Skandynawia

Nie chwaliłam się wcześniej, ale ostatni weekend na zaproszenie Unity Line spędziłam na kulinarnej wyprawie po Szwecji. Bardzo zaskoczyło mnie to zaproszenia, ale koniec końców postanowiłam zaryzykować przygodę ;) Razem z trzema przemiłymi blogerkami dreptałyśmy po krainie południowej Skanii, chłonęłyśmy smaki i widoki. Jestem oczarowana samą Szwecją, organizacją całego wyjazdu i kuchnią skandynawską. Nie miałam wcześniej okazji zwiedzać tej części Europy, a Szwecja zaskoczyła mnie naprawdę pozytywnie. Nawet pogoda była jak na zamówienie (obalam mity jakoby było po drugiej stronie Bałtyku ponuro i wietrznie) przez cały pobyt mieliśmy przecudowną pogodę, bezchmurne niebo i lekki, przynoszący ochłodę wietrzyk.



Szwecja jest piękna i malownicza. Każde miejsce ma swój niepowtarzalny klimat: małe miasteczko, wioska rybacka i duże miasto. Każde z nich piękne na swój sposób. Cudowny jest brak pośpiechu: oddycham pełną piersią, czuję zapachach morza, czas zwalnia. Po kilkunastu minutach jestem przekonana że wrócę jeszcze do Szwecji, i już się cieszę na całodniową wycieczkę, która jest przede mną.
Pierwsze kroki w sobotę o poranku skierowaliśmy do Ystad u którego nabrzeża cumuje prom Skania. Lekko zaspani, ale zniecierpliwieni tym co nas czeka zaczynamy przygodę ze Skandynawią. Malownicze Ystad zachwyca, kolorowe domki jak ze skansenu u drzwi których pną się róże, lub w donicy przy schodkach pachnie lawenda. Wybrukowane uliczki, kolorowe drzwi i szyldy, odsłonięte okna jako pamiątka tradycji z poprzednich dziesięcioleci. Czas się zatrzymał. Setki rowerów przy dworcu i kawiarniach czekają na swoich właścicieli. Idziemy środkiem uliczki, nikt nas nie popędza, nie zgania na chodnik. Głowę zadzieram wysoko i patrzę, patrzę.

fot. Ogród różany kościoła wyznania ewangelicko- luterańskiego w Ystad. Tuż obok znajduje się ogród zielny.  Poniżej pięknie kwitnąca lawenda pochodząca z tegoż ogrodu.





Poniżej zdjęcie z ryneczku, który otworzył się w sobotni poranek w Ystad. Do kupienia świeże owoce, warzywa i zioła. Zaraz obok stragany z kwiatami- podobno w rewelacyjnych cenach można kupić w Szwecji sadzonki młodych roślinek. Kilka kroków dalej, na mobilnym straganie można było kupić świeże ryby.

Po krótkim spacerze po Ystad zmierzamy do Kåseberga. Krótka wspinaczka piaszczystą ścieżką i naszym oczom pokazuje się tajemniczy krąg kamieni Ales Stenar- ich pochodzenie i przeznaczenie nie jest nieznane; kompleks liczy 59 głazów, rozciąga się na 67 metrów. Obejmujemy tajemnicze kamienie: magia płynąca z ich wnętrza ma nam umożliwić powrót w te strony. Okolica jest przepiękna, kilkadziesiąt metrów od kręgu o wysoki klif rozbijają się fale Bałtyku, na niebie królują paralotniarze. Wrażenie nieograniczonej przestrzeni każe nam usiąść na trawie i trwać.  




Zmieniamy okolicę. Jedziemy do Lund- najstarszego miasta Skanii, które słynie z uniwersytetu i katedry. W okolicy znajdują się przepiękne parki, fontanny i ogrody. Na trawie piknik: szwedzkie rodziny chętnie korzystają z pięknej pogody i odpoczywają w pięknych okolicznościach przyrody. 


Naszą wycieczkę zwieńczy wizyta w Malmo , stolicy południowej Skanii. Miasto wielokulturowe, jedno z trzech najludniejszych w Szwecji. Nie widać tego tłumu na ulicach, mam wrażenie, że nawet w tak dużym mieście życie nie nabiera szaleńczego tempa.  Zatrzymujemy się w okolicach starego portu przeładunkowego. Obecnie trwa w tym miejscu modernizacja. Niepotrzebne zaplecze portu zostanie zamienione w część usługowo-mieszkalną. Kilka kroków dalej serce zabytkowego Malmo- plac starego miasta ze zwracającym uwagę budynkiem ratuszu, w którego piwnicy mieści się popularna restauracja. Na środku placu pomnik króla Karola X Gustawa, niezbyt lubianego przez Szwedów więc na wysokim cokole ;) 




Po późnym lunchu zmieniamy okolice- nasz cel: wieżowiec Turning Torso górujący nad okolicą. Kilkadziesiąt kroków dalej miejska plaża z której widać fragment mostu nad Sundem, który jest najdłuższym mostem na świecie łączącym dwa kraje. Wprost z "deptaka" wejście do morza. Moczymy nogi w morzu, trudno uwierzyć że temperatura wody to aż 19 stopni. Woda zmywa zmęczenie, sił musi nam wystarczyć do późnej nocy. Wracamy na nasz tymczasowy dom, czyli na prom Polonię. Czeka nas uczta kulinarna, ale o wrażeniach i smakach z kuchni na promie i w Skandynawii w kolejnych odsłonach :)





wtorek, 16 lipca 2013

Placek od mamy: z oliwą, czereśniami i czerwoną porzeczką

W weekend pojechałam do mamy i przez całą drogę w pociągu cieszyłam się na myśl o placku który na pewno będzie na deser- bo w niedzielę zawsze jest ciasto- odkąd pamiętam. Mama akurat piekła, ale ciastka! Pyszne ciastka, podjadłam kilka przed obiadem, ale ciastka to nie placek! Zrezygnowana mama wyciągnęła mikser, ale zapowiedziała, że placek będzie- ale taki zwykły i szybki. Zagarnęłam miskę czereśni ze stołu i pracowicie zaczęłam pestkować. Połowy blaszki nie było do wieczora :) Zapakowałam sobie też spory kawałek do domu, a wczoraj postanowiłam upiec go sama. Jest bardzo smaczny, wilgotny, mega owocowy i podejrzewam że uda się każdemu- przeładowany owocami i bez zakalca. Słowem placek cud- miód :) Oto receptura, przepisana z kartki, od koleżanki z pracy a potem przeze mnie od mamy.


Składniki ( polecam kwadratową blaszkę 23 x 23 lub w zbliżonym rozmiarze):
- 4 duże jaja
- 1 szklanka cukru ( dałam 3/4 szklanki pół na pół biały i brązowy)
- 2 szklanki przesianej mąki pszennej
- 1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 6 łyżek oliwy z oliwek ( jeśli obawiamy się posmaku oliwy, która nie jest neutralna w smaku polecam olej rzepakowy- świetnie się sprawdza w wypiekach)
- 6 łyżek kwaśnej śmietany ( praktycznie cały mały kubeczek)
- owoce sezonowe: u mnie około 500 g czereśni i 150 g czerwonej porzeczki
- na kruszonkę: 100 g zimnego masła, 100 g mąki pszennej, kilka łyżek cukru brązowego




Wykonanie:
- jaja wbijamy do miski, dodajemy cukier i ubijamy do białości- jajka powinny zgęstniej, cukier się całkowicie rozpuścić. Do tak ubitych jaj dodajemy oliwę i śmietanę, krótko miksujemy. Następnie wsypujemy jedną szklankę mąki, mieszamy, dodajemy drugą szklankę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i sodą i miksujemy krótko do połączenia składników.
- blaszkę wykładamy papierem do pieczenia. Wlewamy połowę ciasta, układamy czereśnie, wlewamy pozostałe. Po wierzchu posypujemy ciasto kruszonką i owocami czerwonej porzeczki dla przełamania słodyczy czereśni.
- ciasto pieczemy do tzw. suchego patyczka, około 40 minut w temperaturze 180 stopni.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Pasta z brzuszkami z łososia w kremowym sosie

W drodze do domu spostrzegłam wędzone brzuszki z łososia i postanowiłam zrobić na obiad makaron ;) Oczywiście zapomniałam o najważniejszym składniku czyli o makaronie i moje zakupy w sklepie "po drodze" skończyły się krążeniem po sklepach z coraz cięższymi torbami, no ale jak ktoś nie ma w głowie to ma w nogach ;) Koniec końców przygotowałam pyszną pastę z sosem na bazie białego wina i jogurtu z serkiem mascarpone, ze startą skórką z cytryny i wędzonymi brzuszkami. Jeśli lubicie takie smaki gorąco polecam przepis do wypróbowania.



Składniki na 2-3 porcje
- ulubiona krótka pasta (około 350 g)
- 200 g wędzonych brzuszków z łososia
- 1/2 szklanki białego wina  (opcja)
- 1 kremowy jogurt z serkiem mascarpone (np. Piątnicy) lub słodka śmietana kremówka (wersja ze    zwiększoną kalorycznością)
- skórka starta z 1/2 cytryny
- łyżeczka kaparów (opcja)
- tłuczony zielony pieprz, biały pieprz, sól, oliwa
- drobno posiekana 1 średnia cebula
- drobno posiekana natka pietruszki (1 pęczek)



wykonanie:
- makaron przygotowujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu ( pamiętamy o mocnym osoleniu wrzątku)
- w międzyczasie przygotowujemy sos: posiekaną cebulę przesmażamy na oliwie- nie dopuszczamy do zrumienienia, wystarczy że cebula się zeszkli; zwiększamy ogień, dolewamy wino i czekamy aż jego objętość się zredukuje. Patelnię zdejmujemy z ognia dodajemy jogurt z mascarpone lub kremówkę, mieszamy całość, doprawiamy solą, pieprzem, pieprzem tłuczonym (jeśli mamy pod ręką), startą skórką z cytryny. Na koniec dodajemy mięso z brzuszków i mieszamy. Jeśli mamy ochotę możemy dodać łyżeczkę kaparów, ale na pewno całość obficie posypujemy natką z pietruszki. Danie jest smaczne na ciepło ale równie dobrze smakuje na zimno.

czwartek, 11 lipca 2013

Jogurtowy sernik na zimno z czereśniami i galaretką

Lekki, wręcz dietetyczny sernik na zimno. Bez kremówki, bez cukru. Za to z owocami i lekkim jogurtem z mascarpone. Myślę że można śmiało zaryzykować więcej niż jeden kawałek ;) Lista składników najprostsza z możliwych ;)



Składniki ( na tortownicę 23 cm średnicy):
- 2 jogurty naturalne z mascarpone ( każdy po 250 g, w ofercie ma takie Piątnica)
- paczka okrągłych biszkoptów
- cytrynowa galaretka
- galaretka wiśniowa lub o smaku owoców leśnych
- czereśnie ( około 350 g)





Wykonanie:
-tortownicę wykładamy folią aluminiową, na dnie rozkładamy biszkopty w taki sposób by jak najszczelniej je zakryć
- każdą galaretkę przygotowujemy w osobnym naczyniu przy użyciu mniejszej ilości gorącej wody ( u mnie jedna galaretka na 1.5 szklanki wody); gdy przestygną wstawiamy do lodówki żeby lekko stężały
- czereśnie dokładnie myjemy, pozbywamy się pestek
- gdy cytrynowa galaretka zaczyna się ścinać przygotowujemy masę jogurtową czyli przy pomocy miksera ubijamy jogurt z cytrynową galaretką. Tak przygotowaną masę przelewamy na biszkopty, wstawiamy do lodówki- masa w ciągu godziny powinna być już przygotowana do wyłożenia na nią owoców i zalania drugą galaretką co też czynimy ;) Ciasto odstawiamy na kilka godzin do lodówki żeby stężało. Jako że nie używaliśmy dodatkowej żelatyny do masy ( oprócz jednej galaretki ) konsystencja sernika jest naprawdę delikatna, i torcik potrzebuje przebywania w chłodzie ;) Smacznego!

poniedziałek, 8 lipca 2013

Szybkie ciasto jogurtowe z czereśniami

Jest lato, są owoce, chyba każdy ma jakieś swoje ulubione ciasto z owocami lata, prawda? Lubię owoce, lubię różnorodność. Najprostsze ciasto jogurtowe z owocami zyskuje nową jakość, a najfajniejsze jest to, że to szybkie i wilgotne ciasto przygotujecie w warunkach polowych, gdy nie macie miksera pod ręką a goście w progu. Składniki swojego mieszałam widelcem ;) Bardzo polecam, zajadałam się nim aż miło.



Składniki na blaszkę  około 30x20 cm

- 3 szklanki mąki pszennej ( szklanka= 250 ml)
- 2 duże jaja ( lub 3 mniejsze)
- 3/4 kubka dużego jogurtu, tj. około 325 ml ( naturalnego, greckiego, maślanki albo kefiru)
- 1/3 szklanki oleju rzepakowego
- 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
- 3-4 łyżki bułki tartej
- 1/2 szklanki cukru
- 2 garści wypestkowanych czereśni



Przygotowanie:
- składniki na to ciasto warto przygotować wcześniej żeby miały temperaturę pokojową ( dotyczy jaj i jogurtu)
- suche i mokre składniki przygotowujemy w dwóch oddzielnych miseczkach- tak jak w przypadku ciasta na muffiny- w tym przypadku mąkę, proszek do pieczenia i cukier w jednej, a roztrzepane jajka, jogurt i olej w drugiej. Tak przygotowane składniki wystarczy następnie połączyć i energicznie wymieszać za pomocą widelca ( oczywiście można też użyć miksera, ale wymieszane ręcznie też się udaje ;)
- przygotowane ciasto ( powinno wyjść dość gęste) wylewamy na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia, wygładzamy, wierzch posypujemy drobną bułką tartą ( która wchłonie nam podczas pieczenia sok z czereśni i zapobiegnie zakalcowi ) a na wierzchu rozkładamy równomiernie owoce.
- ciasto pieczemy około 50- 60 minut w temperaturze 180 stopni- sprawdzamy patyczkiem po 50 minutach czy jest gotowe, gdyby za mocno się rumieniło a było jeszcze niedopieczone, przykrywamy kawałkiem foli aluminiowej i pieczemy dodatkowe 10 minut. Smacznego!



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...